23-10-2013
Warszawa, 23 października 2013 (UNHCR) – Ponieważ konflikt w Syrii może zdestabilizować cały region. Europa powinna otworzyć nie tylko swoje granice, ale także swoje portfele – mówi Melissa Fleming, rzeczniczka Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych.
Jest pani w Warszawie z okazji Szczytu Laureatów Pokojowej Nagrody Nobla. Przyjechała pani z jakimś szczególnym przesłaniem?UNHCR dostał pokojowego Nobla dwukrotnie, więc mamy świetną okazję do pokazania naszych osiągnięć w zacnym towarzystwie innych laureatów. Przesłanie? Nawet pojedyńczy człowiek jest w stanie stawić czoła przeciwnościom losu i zmienić świat na lepsze. Na szczyt przyjechało także wielu przedstawicieli rozmaitych organizacji, które służą ludzkości, zajmując się najważniejszymi problemami współczesnego świata: zmianami klimatu, zagrożeniem bronią nuklearną, systemami, które są nastawione wyłączonie na zysk, czy wreszcie konfliktami.
To właśnie z powodu konfliktów UNHCR też ma pełne ręce roboty. Jak wygląda praca rzeczniczki w tych „ciekawych czasach”?Jest niesłychanie trudna, bo wymagania są ogromne. Nawet gdybym skupiała się wyłącznie na odbieraniu telefonów, byłabym cały czas zajęta. Ale dziś to nie wystarcza. Na świecie jest tyle cierpienia i tylu potrzebujących, że trzeba znaleźć inne sposoby docierania do ludzi. Sama informacja to za mało, musimy umieć poruszyć społeczeństwa, zachęcić ich do działania. To nie jest łatwe. Wojna w Syrii trwa już trzy lata i opinia publiczna zmęczyła się nieustannymi doniesieniami o ofiarach i ich cierpieniach. Trzeba znaleźć taki komunikat, który poruszy serca.
Najtrudniejsze pytanie, które zadają mi dziennikarze podczas wywiadów, brzmi: „Co można jeszcze zrobić, żeby zakończyć wojnę w Syrii, i kto powinien się tym zająć?”. Co pani na to odpowiada?Wysoki Komisarz António Guterres zawsze mówi, że Syria nie jest wcale problemem humanitarnym. To problem natury politycznej i jako taki potrzebuje politycznych rozwiązań. Organizacje humanitarne mogą najwyżej pomóc uchodźcom przetrwać najgorsze chwile, ale to od polityków należy znalezienie wyjścia z tego kryzysu. Przy czym nie wierzę oczywiście w rozwiązania militarne. W grę wchodzą wyłącznie negocjacje, a do nich droga raczej nie będzie krótka.
Przy tej bezczynności ile czasu potrzeba, by kryzys w Syrii zamienił się w katastrofę humanitarną, w której miliony Syryjczyków nie będą miały dokąd uciec?Pół roku wystarczyło, żeby z miliona syryjskich uchodźców zrobiły się dwa miliony. Dziś samych dzieci, które uciekły z kraju, jest ponad milion. W Libanie uchodźcy stanowią już jedną czwartej całej populacji tego kraju. To nas martwi, bo takie proporcje mogą tam zdestabilizować sytuację. Od dawna ostrzegamy, że syryjski konflikt może się rozprzestrzenić na cały region tylko z tego prostego powodu, że państwa, które tak hojnie zaoferowały swoją pomoc w przyjmowaniu uchodźców, przestaną być w stanie udzielać im wsparcia, bo ten ciężar okaże się zbyt wielki. Dlatego właśnie prosimy kraje Europy i całego świata, by otworzyły nie tylko swoje granice czy serca, gdy zapukają do nich uchodźcy – ale przede wszystkim swoje portfele. Nie tylko UNHCR czy organizacje pomocowe potrzebują finansowego wsparcia. Potrzebują go także państwa, które wzięły na swoje barki najcięższe skutki syryjskiego konfliktu.Nie ma pani wrażenia, że tych apeli słucha coraz mniej ludzi?Społeczność międzynarodowa wykazuje się ogromnym zaangażowaniem finansowym w pomoc humanitarną dla Syryjczyków. Problem w tym, że to nie wystarcza.Miałem raczej na myśli polityczny aspekt, nie humanitarny.Z całą pewnością uznajemy, że Unia Europejska oferuje dziś – jak to ujął Wysoki Komisarz – azyl „á la carte”. Jego zakres zależy od tego, gdzie wylądujesz, jak cię tam przyjmą, wreszcie – czy masz szanse na status uchodźcy. To nie jest jednolity system. Na pewno dałoby się wiele w nim poprawić. W obecnej sytuacji ogromna większość uchodźców z Syrii, zwłaszcza tych na łodziach, trafia do krajów granicznych UE. W Europie zdajemy się zapominać, że ogromna większość uchodźców znajduje schronienie w najbiedniejszych państwach świata. Wierzy pani w to, że kraje UE zdecydują się w końcu wziąć większy ciężar na swoje barki?Poświęcenie niektórych państw jest godne podziwu. Przypadkiem stały się sąsiadami krajów objętych konfliktem i przyjmują ich obywateli, dzieląc się z nimi swoimi skromnymi zasobami. To jest postawa, którą trudno znaleźć w bogatszych rejonach świata. Ale i w Europie są państwa, jak Szwecja, która zaoferowała Syryjczykom stałe prawo do osiedlenia się i prawo do pracy, czy jak Niemcy, które zgodziły się przyjąć 5 tysięcy uchodźców z Syrii.Niedawno głośno było o 9-letnim chłopcu, który chciał dostać się z Egiptu do Europy. Chciał się tam uczyć, bo u siebie w kraju nie miał takiej możliwości. Jego rodzice nie mieli innego wyjścia i zgodzili się wysłać go bez opieki. Łódź została jednak ostrzelana, zawrócona, a chłopiec wraz z resztą uchodźców trafił do więzienia. Jednak dzięki staraniom UNHCR będzie mógł wraz z rodziną pojechać do Szwecji. Takich przykładów jest więcej. Są może drobne, ale gdzieś przecież trzeba zacząć. Choćby od pomocy jednemu człowiekowi, jednej rodzinie.Rozmawiał Rafał Kostrzyński, Warszawa