10-01-2014
Warszawa, 10 stycznia 2014 (UNHCR) – „Chciałbym wierzyć, że wojna nie pozbawiła mnie prawa do normalnego zycia”, mówi Żawi*, który uciekł do Polski z Syrii i dostał wraz z rodziną status uchodźcy. Bezpieczeństwo to jednak nie wszystko; przed całą piątką długa droga do względnej stabilizacji.Żawi mówi, że lubi Polskę. Czy czuje się tu odrzucany? Raz jakiś nietrzeźwy kibic zaczął mu wygrażać w autobusie, ale zaraz został zakrzyczany przez grupę młodych dziewczyn. Jedna z nich podeszła potem do Żawiego i powiedziała mu, że Polacy wcale nie są tacy jak ten kibic, raczej jak ona. Więc nie, nie czuje się odrzucany. Ale potrzebny też się nie czuje. Trudno czuć się potrzebnym tam, gdzie nie można znaleźć pracy i gdzie wegetuje się od pierwszego do pierwszego.Żawiego, jego 13-letnią siostrę Farah, 9-letniego brata Fadiego oraz rodziców Nidala i Bajsan wygnało z Syrii przerażenie. Mieszkali niedaleko Babbili, niewielkiego miasta położonego zaledwie 15 kilometrów na południe od Damaszku. Ich wioska, kiedyś spokojna, w czasie wojny stała się regularnym polem bitwy między armią rządową a rebeliantami. Wymiany ognia, ostrzały artyleryjskie stały się tam codziennością. Codziennością, do której nie można się przyzwyczaić. Przedstawicielka UNHCR w Polsce Anna-Carin Öst, która spędziła dwa lata w ogarniętym wojną Damaszku, przyznaje, że południowe przedmieścia syryjskiej stolicy ucierpiały szczególnie dotkliwie. „Tereny zajęte przez opozycję bombardowano na oślep, powodując ogromne zniszczenia i straty w ludziach. Eksplozje były tak głośne, że słyszałam je i z biura, i z domu”, mówi Öst.„Nie mieliśmy wody i prądu, coraz trudniej było zdobyć coś do jedzenia,” wspomina Żawi. „Z dwóch tysięcy osób, które mieszkały tam przed wojną, zrobiło się mniej niż tysiąc. Reszta uciekła. Chcieliśmy zostać, ale po kolejnym bombardowaniu, podczas którego eksplozja pocisku artyleryjskiego zniszczyła punkt, w którym naprawiałem komputery, uznaliśmy, że ryzyko jest zbyt duże. Wybrali Polskę, bo jeszcze przed wybuchem wojny wyjechał tam brat Żawiego Hasan. Dzięki temu, że wysłał im zaproszenie, mogli dotrzeć do Warszawy samolotem, mając w ręku wizy. Ich celem była jednak Szwecja. „Nawet nie wiedzieliśmy, czy w Polsce jest jakikolwiek system ochrony uchodźców. Słyszeliśmy, że trudno tu o pracę i mieszkanie. Nie chcieliśmy zamieniać jednej wegetacji na drugą”, tłumaczy Żawi, który w Syrii studiował informatykę i prowadził nieźle prosperujący biznes.W Szwecji cała rodzina dostała dach nad głową, dzieci poszły do szkoły, a Zawi znalazł pracę. Władze nie zgodziły się jednak na przyjęcie wniosku od nadanie statusu uchodźcy, bo byłoby to wbrew unijnym przepisom. Żawi i jego najbliżsi usłyszeli, że o status ubiegać się mogą tylko w kraju, w którym przekroczyli granicę Unii Europejskiej. To oznaczało powrót do Polski.Wniosek o nadanie statusu uchodźcy rodzina Żawiego złożyła na lotnisku w Katowicach, gdzie trafiła ze Szwecji. Wywiad z funkcjonariuszem Straży Granicznej zakończył się w środku nocy skierowaniem do ośrodka dla cudzoziemców w Dębaku pod Warszawą. Trzeba było czekać kolejne długie godziny na pociąg. „W Dębaku spędziliśmy trzy miesiące. Trudno było tam wytrzymać, bo ośrodek jest położony w głębokim lesie, więc możliwości kontaktu z Polakami mieliśmy ograniczone praktycznie do zera. Znalezienie pracy w takich warunkach jest w zasadzie niemozliwe”, mówi Żawi. „No i warunki mieszkaniowe… Trudno jest mieszkać w pięć osób na 15 metrach kwadratowych.”Rodzina Żawiego wyprowadziła się z ośrodka i za nieco ponad 2000 złotych pomocy socjalnej była w stanie wynająć dwupokojowe mieszkanie pod Warszawą. Brat i siostra Żawiego poszły do szkoły, ale on sam do dziś nie może znaleźć pracy. Miał kilka ofert, ale brak znajomości polskiego zawsze go dyskwalifikował. „Trudno nauczyć się polskiego w kilka miesięcy. Tym bardziej że zajęć jest mało, często są odwoływane, a poza tym odbywają się w ciągu dnia, a więc w czasie gdy powinienem albo pracować, albo szukać pracy”, wyjasnia Żawi. W jego przypadku praca to absolutna konieczność. Ojciec jest schorowany i w podeszłym wieku, a matka musi opiekować się młodszymi dziećmi. Żawi jest jedyną osobą w rodzinie, która mogłaby ich utrzymywać. Czasem naprawi komuś komputer, ale robi to za symboliczną stawkę – zarabia tyle, że stać go codziennie na kanapkę.Nidal, ojciec Żawiego, mówi, że nie rozumie, dlaczego Europa zamyka się na uchodźców. „Nie przyjechaliśmy tu kraść czy żebrać, ale godnie żyć. Zostawiliśmy tam dom, a to znaczy, że ja z żoną zostawiliśmy tam dorobek naszego życia, Farah i Fadi zostawiły tam dzieciństwo, a Żawi zostawił studia. Ci wszyscy, którzy każą nam wracać, niech nam wierzą, że wrócilibyśmy tam natychmiast, gdybyśmy tylko mogli.”W niewielkiim, czystym i schludnym mieszkaniu unosi się zapach kawy i ryżu z jaśminem. Widać, że Bajsan robi wszystko, żeby cztery ściany w bloku na osiedlu w dalekim kraju jak najbardziej przypominały jej bliskim dawny dom. Bo dom – jak mówi Nidal – jest najważniejszy. Na jedzeniu zawsze można zaoszczędzić. Kupić jeszcze mniej i jeszcze taniej. Ale bez domu to już nie jest życie.„W Polsce integracja jest nadal problemem i uchodźcy mają utrudniony dostęp do rynku pracy czy mieszkań. To jeszcze bardziej utrudnia im rozpoczęcie nowego życia”, mówi Anna-Carin Öst. „Agencje rządowe, organizacje pozarzadowe, pracodawcy czy właściciele mieszkań mogą zrobić jeszcze więcej, by uchodźcy w Polsce nie czuli się niechciani”.Z opublikowanego w zeszłym roku przez UNHCR raportu wynika, że prawie połowa uchodźców w Polsce albo nie ma dachu nad głową, albo może zaraz go stracić. Żawi i jego rodzina są o krok od znalezienia się w tej sytuacji.„Prawie całe pieniądze z pomocy społecznej przeznaczamy na czynsz za wynajem. Jedzenie kupujemy tylko dzięki temu, że udało się nam coś odłożyć w Szwecji”, wyjaśnia Żawi. I dodaje, że te oszczędności skończą się najdalej w kwietniu. Gdy przyjdzie maj, Żawi albo będzie miał pracę, albo cała piątka nie będzie miała nic. „Gdybym umiał sprawić, aby na całym świecie zapanował pokój, zrobiłbym to natychmiast. Ale nie umiem”, mówi Żawi. „Mógłbym również uznać, że wojna pozbawiła mnie prawa do normalnego życia – ale tego też nie umiem. Mam nadzieję, że nigdy nie będę musiał się tego uczyć”.
Rafał Kostrzyński, UNHCR
*Imiona wszystkich syryjskich uchodźców występujących w tym tekście zostały zmienione ze względów bezpieczeństwa